Hermiona przebrana w szkolne szaty siedziała
w pustym przedziale. Płakała, a wokół niej można było zobaczyć przygnębiającą
aurę. Za szybą zaczął padać deszcz.
"Mamusia zawsze mówiła, że jak pada,
to Aniołki płaczą", myślała brązowowłosa dziewczynka. "Mam nadzieję,
że rodzice nie będą tęsknić. I że będą się dobrze bawić".
Mimo, że z jej oczu kapały łzy uśmiechnęła
się. Na myśl o zabawie przypomniały jej się wakacje, kiedy razem z Benem bawiła
się w ogródku, a on śpiewał jej wesołą pioseneczkę. Ona śmiała się, a on bujał
ją na huśtawce. Teraz Ben miał 13 lat, a ona 12. Ach, Ben... jej humor od razu
się polepszył na myśl o koledze z dzieciństwa.
Hermiona wyszła z przedziału. Chciała się rozejrzeć, może pozna nowych
przyjaciół? Otarła łzy, doprowadziła się do porządku i ruszyła korytarzem.
Zwabiona hałasami, weszła do jednego z przedziałów.
- Co się tu dzieje?
- Gdzie ona jest? Przecież minutę temu tu
była! Teodora?! – krzyknął pyzaty chłopiec.
- Neville szuka swojej ropuchy, Teodory – odpowiedziała
Hermionie jakaś blondynka. Była bardzo ładna, jednak jej oczy były zbyt
rozmarzone, a ona sama miała kolczyki w kształcie rzodkiewek i naszyjnik z
jakiś kapsli.
- Och, pomogę wam szukać. Jestem Hermiona
Granger – przedstawiła się brunetka.
- Ja jestem Luna Lovegood, a to Neville Longbottom.
- Świetnie. Może Neville zacznie pytać się o
Teodorę uczniów z przedziałów z przodu, ja z przedziałów ze środka, a Luna z
tyłu? Spotkamy się tutaj, co wy na to?
- Jasne, dziękujemy, Hermiono – uśmiechnęła
się promiennie Luna i wyszła z przedziału, chwytając Neville’a pod ramię i uspokajając
go.
Brunetka rozpoczęła poszukiwania Teodory –
pytała uczniów o ropuchę. Wchodziła pytała o ropuchę wielu uczniów, ale nikt
jej nie widział. W końcu zetknęła się z Nevillem, więc postanowili szukać razem.
Weszli więc do następnego przedziału, gdzie siedzieli jakiś rudzielec i brunet
w okrągłych okularach.
- Czy ktoś nie widział ropuchy? Neville zgubił
swoją – zapytała Hermiona, zmartwiona całą sytuacją z Teodorą.
- Już mu mówiliśmy, że nie było tu żadnej
ropuchy – powiedział opryskliwie rudzielec. Od razu uznała, że jego nie będzie
lubiła – wydawał się taki… dziwny. Nagle zauważyła, że trzymał podniesioną
różdżkę. – Och, robisz czary? No to popatrzmy – uśmiechnęła się trochę drwiąco.
- No dobra. – odpowiedział, a dziewczyna w
końcu miała okazję przyjrzeć się chłopakom. Rudowłosy miał brązowe oczy i
mnóstwo piegów. Sprawiał wrażenie zaskoczonego.
- Słoneczko, masełko, stokrotki żółciutkie
Cyraneczko, żądełko, pieniążki złociutkie,
Zmieńcie szczura tego, głupiego, tłustego,
W szczura mądrego i całkiem żółtego!
Machnął byle jak różdżką, a Hermiona
uśmiechnęła się z politowaniem; czarnowłosy okularnik wydawał się zaskoczony
zaklęciem. Najwidoczniej nigdy nie słyszał o prawdziwej magii.
- Jesteś pewny, że to prawdziwe zaklęcie? No,
nawet jeśli tak, to chyba nie najlepsze, prawda? Próbowałam kilku prostych
zaklęć, tak dla wprawy i wszystkie podziałały. W mojej rodzinie nikt nie jest
magiczny, więc byłam kompletnie zaskoczona, jak dostałam list – wyznała
dziewczyna, a żeby postraszyć chłopców, dodała: - Oczywiście nauczyłam się
wszystkich podręczników na pamięć, mam nadzieję, że wystarczy. Acha, jestem
Hermiona Granger, a wy? – zapytała szybko, bo pomimo swojej złośliwości nie
zapomniała o kulturalnym zachowaniu. Ale mogła zapomnieć w kolejnej chwili, gdy
zobaczyła miny czarodziei.
- Ron Weasley – powiedział cicho rudzielec.
- Harry Potter – wymamrotał brunet.
- Naprawdę? Harry Potter? Czytałam o tobie,
nawet całkiem sporo. Jesteś w wielu książkach, wiesz? Przeczytałam około siedem,
które o tobie wspominały.
- Jestem w książkach? – zapytał skołowany
Potter.
- Nie wiedziałeś? – Hermiona zmarszczyła brwi
z niedowierzaniem. – Och, nieważne. Wiecie, w którym będziecie domu? Ja mam
nadzieję, że przydzielą mnie do Ravenclawu. Rowena Ravenclaw to
najinteligentniejsza czarownica wszechczasów! W sumie Gryffindor nie jest taki
zły. Słyszałam, że był w nim sam Dumbledore! – trajkotała dziewczyna. – Chyba
musicie się przebrać, bo zaraz będziemy na miejscu. – wyszła z chłopcem, który
zgubił ropuchę i wzruszyła bezradnie ramionami do Nevilla. Trudno, musi
poszukać sam; ona zamierzała się pouczyć i poczytać coś o Tiarze Przydziału. W
końcu musi być przygotowana.
Hermiona wróciła więc z mętlikiem w głowie do
przedziału, a raczej miała taki zamiar – weszła do nie tego przedziału. Zamiast
pustych miejsc zobaczyła siedzących, wyniosłych rówieśników.
- Kim jesteś? – zapytała dziewczyna o twarzy mopsa.
- Hermiona Granger. A wy?
- Pansy Parkinson, to Draco Malfoy, tamten to
Blaise Zabini – Parkinson wskazała na ciemnoskórego, przystojnego chłopaka. – A
tam siedzi Teodor Nott.
- A więc nadęci arystokraci? – pomyślała, ale
gdy dotarła do niej oburzona mina mopsicy zrozumiała, że wypowiedziała tę
niezbyt pochlebną myśl na głos.